
Na ostatniej sesji Rady Gminy Chełmiec, w dniu 19.03.2015 r., uchwała w/s opinii dotyczącej nadania miejscowości Chełmiec statusu miasta, stosunkiem głosów 11:10, została negatywnie zaopiniowana. W efekcie straciliśmy szansę na aplikowanie o dodatkowe, bardzo atrakcyjne środki unijne dla tzw. gmin miejsko-wiejskich (ok.20 mln zł !). Szkody takiego głosowania są niestety wymierne i w najbliższym czasie – nieodwracalne.
Do wiadomości mieszkańców podaję nazwiska radnych głosujących przeciw. Są to: Józef Zygmunt – przewodniczący Rady, Józef Bajdel, Stanisław Furtak, Arleta Izworska, Rafał Kmak, Zbigniew Kuźma, Jakub Ledniowski, Tadeusz Lis, Włodzimierz Marszałek, Marek Poręba, Józef Włodarczyk. Wymienieni radni zostali wybrani z komitetów: PIS i z komitetu Marka Kwiatkowskiego (+1 radna startująca ze swojego komitetu). Stanowią oni opozycję, blokującą wszelkie inicjatywy wójta, bez względu na interes i wolę mieszkańców. Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że żaden z w/w radnych nie reprezentuje miejscowości Chełmiec, ale to właśnie ich głosy zadecydowały o statusie tej miejscowości. Radni wybrani z Chełmca głosowali „za„ (Mróz Jan, Leśnik Mieczysław).
Opozycyjni radni uznali, że nie liczy się wola mieszkańców wyrażona podczas konsultacji ankietowych. Nie bo nie. Chociaż oczywiście próbowano argumentować dlaczego: nie.
Nie - bo wójt rozszerzył zakres konsultacji społecznych o ankiety, a przecież miały być tylko zebrania. Po co pytać większe grono o zdanie? Nie bo 20% głosujących (ankiety) to nie to samo co 4% głosujących (zebrania) i racje powinni mieć akurat ci, co reprezentują 4%. Nie bo na zebraniach były głosy przeciwne (jak zresztą w każdej sprawie).
Idąc dalej można stwierdzić, że nie - bo nie mamy takiej fontanny i ratusza jak w Nowym Sączu, bo o jeden kościół za mało, o jeden wóz drabiniasty za dużo, a i włosy na głowie wójta - aspirującego z niskich pobudek do miana burmistrza - jakoś nie pasują do jedynie słusznego wizerunku gospodarza miasta.
A tak naprawdę nie - bo inicjatorem tej uchwały był wójt, a rolą obecnej, chełmieckiej opozycji w radzie jest zawsze kwestionowanie i dezawuowanie jego działań, bez względu na straty dla gminy, które przecież nie odbiją się na kieszeniach wspomnianych radnych. Jest niemal pewne, że gdyby wójt zainicjował uchwałę o wyrażeniu negatywnej opinii, ci sami radni wszczęli by na sesji przysłowiowy „raban”, żądając uwzględnienia woli mieszkańców, by Chełmiec stał się miastem! Generalnie rzecz biorąc nie chodzi o to jaka jest treść uchwały, nie ma znaczenia czy jest merytorycznie zasadna. Nie ma też znaczenia kwestia jej poprawności formalnej. Jedyne znaczenie ma to, kto jest inicjatorem uchwały. Jeśli inicjatorem uchwały jest wójt szansa na to, żeby taka uchwała „przeszła” jest równa zeru – wynik, jakby sterowany smyczą, będzie wynosił: zawsze….11:10.
Zaznaczam, że nie chodzi tu o uchwały tzw. „porządkowe”, nie mające znaczenia strategicznego z punktu widzenia polityki inwestycyjnej gminy. Te - zdarza się, że przechodzą nawet jednomyślnie. Ale jeśli prześledzimy głosowania nad istotnymi sprawami dla wizerunku i strategii gminy lub też nad kwestiami stricte politycznymi (np. wybór władz komisji gminnych, czyli „kasa dla swoich”) wynik będzie zawsze jeden, czyli: zawsze…… 11 do 10. Nie liczą się tu poglądy, zdrowy rozsądek, dobro gminy, czy nawet własnej miejscowości, kompetencje innych, byle by głosować jak koledzy z klubu, byleby nie udało się nic dobrego. Im gorzej tym lepiej.
Co może siedzieć w głowach radnych głosujących w ten sposób - trudno określić. Być może powtarzają sobie jak mantrę – „musimy trzymać się razem”, być może nawet niektórzy spuszczają wzrok ze wstydu wiedząc, że głosowanie na „nie” jest bez sensu, jest wbrew interesowi gminy, ale jednak dewiza: „musimy trzymać się razem” - bezwzględnie obowiązuje. Nie można zrobić wyłomu, nie można zburzyć tak misternie zaplanowanej konstrukcji. Przecież każdy ma dobre stanowisko, każdy z nich jest przewodniczącym i vice, czy to rady, czy też komisji gminnej. Wyłamie się jeden - konstrukcja się posypie. A tak, zawsze to jakiś splendor, apanaże, władza…
Już wolałbym wierzyć, że głosowanie w sprawie Chełmca - ujawniło niewiedzę bądź głupotę opozycyjnych radnych, co byłoby zdecydowanie mniejszym złem. W to jednak też trudno uwierzyć. Wielokrotnie w trakcie sesji Rady Gminy przedstawiano samym radnym argumenty za miastem, media rozpisywały się na ten temat już od miesięcy, urzędnicy służyli pomocą i tłumaczyli (wystarczył telefon), odbywały się szkolenia dla sołtysów, a strona internetowa Urzędu pełna jest informacji w temacie „miasta Chełmiec”. I to raczej sami radni i sołtysi powinni włączyć się w ten proces informowania, tłumaczenia, przedstawiania korzyści, aniżeli zasłaniać się niewiedzą. Tymczasem wystąpienie Pani sołtys Wielopola na sesji skończyło się konkluzją brzmiącą mniej więcej w ten sposób: nie chcemy żeby Chełmiec był miastem bo ......u nas nie ma jeszcze palcu zabaw!. A poza tym nic się w Wielopolu nie robi. Głupota? No cóż to następny powód, by głosować na „nie”, ale z drugiej strony sam Napoleon powtarzał: „wszystko można wybaczyć, tylko nie głupotę”.
Gdy w lipcu 2014 roku, głosowano za procedurą przystąpienia gminy Chełmiec do konsultacji w sprawie zmiany statusu na miasto, wszyscy poprzedni radni byli jednogłośnie „za”. Wśród tych „za” byli (naprawdę!): obecny przewodniczący Józef Zygmunt, Tadeusz Lis, Marek Poręba, Stanisław Furtak. Na ostatniej sesji ci sami, ponownie wybrani, radni (cała „czwórka”) głosowali „przeciw”!. Pogubili się panowie. Bo przecież to niemożliwe, że nie zależy im na dodatkowych pieniądzach dla gminy. Piastują przecież funkcję radnego – w interesie mieszkańców i to funkcję całkiem dobrze płatną jak na rozmiar obowiązków, a przede wszystkim ze względu na brak jakiejkolwiek odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Niejedna kasjerka z supermarketu by pozazdrościła. Tak naprawdę można tylko ładnie ubrać się na sesje, zagłosować jak „koledzy z klubu” i już miesiąc zaliczony. A do tego jeszcze bezpłatne doświadczenie i przeszkolenie zdobyte na „naszej skórze” w pracy samorządowej.
Proszę mi wybaczyć, ale szukam jakiegoś wytłumaczenia dla postawy niektórych radnych. Większość opozycyjnych radnych to radni nowi, nieobyci z samorządem, może nie rozumiejący swojej misji, może nawet nieco wystraszeni, może w swoich poczynaniach kierują się instrukcjami swoich liderów, zamiast uwierzyć w to, że zostali wybrani w wyborach bezpośrednich i to mieszkańcy dali im głos. Trudno powiedzieć kto jest dla nich takim liderem, trzymającym tę smycz. Może ktoś z Marcinkowic, a może z Nowego Sącza, może ze Stróż, może jakiś inny chwilowy autorytet. Nie wiadomo niestety. Naturalnym liderem radnych (a przynajmniej przewodnikiem) powinien być przewodniczący Rady Gminy Chełmiec, czyli Pan Józef Zygmunt.
Ale liderowanie przewodniczącego w Radzie Gminy Chełmiec też czasami wydaje się problematyczne. Lider to czy nie lider?. Prosty przykład: tuż przed ostatnią sesją, grupa radnych na czele z panią radną Izworską, „wrzuciła” nieoczekiwanie projekt uchwały, w którym w sposób sprzeczny z przepisami, ogranicza się kompetencje wójta w wyborze dyrektora GOK oraz ogranicza się kompetencje pracodawcy. Mocno dyrektor musiał komuś zaleźć za skórę! Projekt uchwały trafił pod obrady Rady Gminy stosunkiem głosów - i tu bez zaskoczenia: zawsze…..11:10. Przewodniczący Rady głosuje oczywiście: „za”, ale wcześniej podnosi problem sprzeczności uchwały z obowiązującym ustawodawstwem (widać, że samorządowiec z krwi i kości i zna się na rzeczy). W trakcie głosowania – pomimo wielokrotnie powtarzanych przez siebie zastrzeżeń – głosuje za przyjęciem uchwały (sic!)..... Nawet nie wątpi (czytaj: wstrzymuje się od głosu). Wątpi jak mówi, ale nie jak głosuje, chociaż podobno zawsze odwołuje się do sumienia. Głosuje wbrew sugestiom „lidera”, czyli wbrew sobie samemu!. Uchwała przechodzi stosunkiem głosów - a jakże, jak zawsze:...11:10. W efekcie pozostaje nam jedynie czekać na uchylenie uchwały przez nadzór prawny. Takie zachowania potwierdzały by tezę o braku merytorycznego przygotowania do pracy w radzie i zabieranie czasu pozostałym radnym, urzędnikom oraz generalnie tezę o angażowaniu innych w sprawy nie związane z sensownymi pracami na rzecz gminy. To prawda, że są złodzieje, którzy nigdy nie podlegają karze - to złodzieje czasu. Tak się kończy zabawa bez odpowiedzialności za decyzje, na koszt podatników. Czyli bezkarnie. A nawet w poczuciu „dobrze spełnionego obowiązku”.
Opisany wyżej przypadek pokazuje lidera chełmieckiej Rady jako nie mającego jednak „posłuchu” w swoim klubie, tym bardziej, że nie słucha sam siebie. Równie niejednoznaczna i ambiwalentna jest też próba „rozszyfrowania” jego wizerunku na podstawie dostępnych relacji i wypowiedzi w mediach. Z jednej strony: wybitny działacz społeczny, polityk i aktywista jak każdy strażak. Z drugiej strony karta życiorysu nie do końca klarowna. Do niedawna działał na rzecz Platformy Obywatelskiej (założył koło PO w Piątkowej), bo jest dyrektorem pogotowia a wcześniej w powiecie PO była w koalicji rządzącej. Tuż przed wyborami samorządowymi 2014 roku deklarował swój start z komitetu ZGODA, popierającego obecnego wójta. Nagle poczuł obrzydzenie do rządzącej partii politycznej (którą sam współtworzył w strukturach terenowych), potem chyba też do wójta, i chcąc - prawdopodobnie - budować nową, następną Rzeczpospolitą – wystartował z listy Prawa i Sprawiedliwości.
W temacie – miasto Chełmiec- sygnały medialne przekazywane przez Józefa Zygmunta są nieodgadnione nawet dla doświadczonych dziennikarzy. Cytuję dziennikarza: „przeciw prawom miejskim głosował nawet przewodniczący Rady Józef Zygmunt, który wcześniej wypowiadał się dla mediów, że obiema rękami podpisuje się za miastem Chełmiec”. Wychodzi na to, że sam Przewodniczący Rady "jest za a nawet przeciw…" Dodatkowo na tym samym portalu, sam pan Józef - jako kandydat zgłoszony do plebiscytu na „Sądeczanina roku 2014”, przybliżając nam swoją sylwetkę, zwierzył się, że dla niego postać z historii Sądecczyzny godna naśladowania to: Zygmunt Berdychowski (cytuję: „Postać absolutnie numer jeden w moim życiu i działaniu społecznym”). Pan Józef napisał nawet, że gdyby wymienił inne nazwisko to byłby niewiarygodny (sic!). Przyznał także, iż właśnie od Berdychowskiego „...fantastycznie uczył się……. otwartości umysłu i działania”. Powszechnie wiadomo, że Zygmunt Berdychowski jest entuzjastą miasta Chełmca, uważając jego powstanie za naturalną kolej rzeczy: …” bo Chełmiec de facto jest ośrodkiem miejskim, w niczym się nie różni od Piwnicznej, czy Muszyny” (wypowiedź dla „Sądeczanina”).
Czyżby nagle przeciwny głos Józefa Zygmunta w głosowaniu za statusem miasta dla Chełmca, to jego zemsta skierowana w stronę swojego, niedawno jeszcze największego, autorytetu i w stronę całej kapituły, która przyznaje to zaszczytne wyróżnienie, a która niestety nie doceniła jego dokonań ?
Jak widzimy przewodniczący Rady Gminy Chełmiec przechodzi różne formy relatywizowania się, w zależności od tego, z której strony zamierza „oddać siebie potrzebującym”. Wyobrażam sobie nawet sytuację (wybiegając oczywiście w przyszłość), że nasz przewodniczący przecina wstęgę na uroczystości nadania praw miejskich Chełmcowi, jednocześnie obdarzając mnie słodkim pocałunkiem w policzek - w ramach podziękowania, że nareszcie wspólnie dotarliśmy do celu. I proszę mi wierzyć był by w tym jak najbardziej wiarygodny!
Notabene kandydaturę Józefa Zygmunta do zaszczytnego tytułu „Sądeczanin 2014 roku”, zgłosił jego kolega z Rady - Marek Poręba, zapominając jakby, że: gdyby praca, choćby rzetelna, na stanowisku „z nadania” (za sowite dyrektorskie wynagrodzenie), była nagradzana w plebiscytach, to prawdopodobnie plebiscytom, kandydatom oraz zgłaszającym nie byłoby końca. Ale przynajmniej tu mamy jasność w sprawie autorytetów i wiemy, że dla Marka Poręby – nie mieszkańcy – ale nasz przewodniczący jest na pewno liderem i wzorem do głosowania, ze względu na dokonania.
Wiele wskazuje na to, że to nie przez „rozdwojonego” lidera wewnątrz Rady, radni głosują w tak jednolity i absurdalny sposób. Wyobraźmy sobie zatem sytuację, że ktoś spoza Rady kieruje naszymi świeżutkimi radnymi i trzyma mocno tę smycz, czyli wynik głosowań: „zawsze 11 do 10”. Najgorsze gdyby to był ktoś kto ma tylko takie argumenty, że wójt go denerwuje, lub ktoś, komu wójt czegoś nie załatwił, lub się go „nie słuchał, itp. Może jeszcze komuś innemu zależy, żeby wójt pozostawał w inercji, żeby nic się nie dało zrobić, żeby krytykować każde nawet najbardziej racjonalne i pożyteczne zamysły wójta i Urzędu Gminy. Być może ktoś uważa, że zna lepszego kandydata na wójta?
Jest jeszcze jeden trop, także całkowicie hipotetyczny. Tyle mówi się w Nowym Sączu o wchłonięciu smakowitego kąska, jakim jest żyjąca w dostatku okoliczna gmina. Gdyby Chełmiec stał się miastem, wchłonięcie go przez Nowy Sącz byłoby niezwykle trudne. W interesie włodarzy Nowego Sącza - jest więc lobbowanie, także u radnych chełmieckich, żeby zablokować uchwałę o wyrażeniu pozytywnej opinii co do zmiany statusu miejscowości Chełmiec ze wsi na miasto. Wiemy przecież, że niektórzy opozycyjni radni mają bardzo bliskie relacje z miejskimi elitami, a nawet uczestniczą we współtworzeniu pozytywnego medialnego wizerunku Nowego Sącza (co jest naprawdę ciężką pracą w zestawieniu z rzeczywistością).W takim wypadku byłby to dopiero pierwszy (ale jakże istotny) krok do wchłonięcia Chełmca i paru przyległych miejscowości przez Nowy Sącz. Być może to tylko niepoważna hipoteza, ale aż strach pomyśleć co by było, gdyby była ona prawdziwa…
Wszystkie te przemyślenia i rozważania, które oczywiście nie muszą być prawdziwe, wynikają z kompletnego zaskoczenia nieoczekiwaną decyzją Rady. Przecież 75% mieszkańców samego Chełmca zadecydowało, że chce być miastem. Tak na marginesie dobrze, że żaden z radnych głosujących „przeciw” nie jest z Chełmca, bo miałby ciężką przeprawę z mieszkańcami. Z drugiej strony co przeszkadza innym miejscowościom, z których opozycyjni radni głosowali przeciw, żeby Chełmiec był miastem?. Przecież w ciągu najbliższych kilku lat cała gmina mogła pozyskać co najmniej 20 milionów złotych więcej tylko dlatego, że miałaby charakter miejsko - wiejski! Tych pieniędzy od opozycyjnych radnych nie otrzymamy, nawet gdybyśmy wytoczyli im proces o odszkodowania za utracone korzyści w wyniku zaskakującego i jak widać „ukartowanego” głosowania.. Koszty zmiany statusu Chełmca szacowano na niemal zerowe – w zasadzie zmiana pieczątek i tablic. Wydawać by się mogło, że argumenty, dla których Chełmiec powinien być miastem są oczywiste – a tu jednak smycz i jak zawsze… 11 do 10. O co więc chodzi?. Czy potrzebna jest taka Rada mieszkańcom gminy Chełmiec?